niedziela, 6 marca 2016

-1-

Dwóch żołnierzy prowadziło mnie mruczac coś pod nosem po niemiecku. Jeden z nich o wyglądzie kochanego dziadka powiedział że jeśli będę grzeczna to zaprowadzi mnie do Marcina. Bardzo chciałam sie z nim zobaczyć wiec słuchałam wszystkich rozkazów.
-Co to? - spytał żołnierz po polsku przy dużym starym pociagu.
-Kolejna  - odparł żołnierz który mnie trzymał za ramie. Obaj uśmiechnęli sie złośliwie.
Wepchneli mnie do przedziału a duże metalowe drzwi zamknęły sie z hukiem.  Przede mna stały matki i małe dzieci które uczępiły sie spódnic matek bądź sióstr.
Marcina nigdzie nie było. 
Okłamali mnie!
Ze złością uderzyłam w drzwi. Pięść zabolała mnie mocno.
-To nic nie da. -odezwała sie kobieta spokojnym głosem- Jestem Maryja
-Emila- mowie panicznym głosem. - zostawili tam mojego chłopaka!
-Ja jadę już od 2 miesięcy. Tu żaden mężczyzna nie trafia. Jedynie dzieci. Mój Fabian musiał również zostać. 
-Dlaczego?  Po co?
-Bo rozpoczęła sie wojna.

Gdy zobaczyłem jak brutalnie Niemiecki żołnierz wepchnął Emilke do pociągu krew sie we mnie zagotowała. Dwóch żołnierzy prowadzacych mnie w bliżej mi nieokreślone miejsce nie byli niczego świadomi.
W pewnej chwili wyrwałem sie im i pobiegłem ku pociagowi który po mału ruszał.
Dogoniłem drzewi gdzie jeszcze przed chwilą była Emilka
-Em! Emily! - krzyczałem biegnąc za pociagiem.
-Marcin? Marcin! Wojna... wojna trwa!-usłyszałem.
-Emilko kocham Cię! -mówiąc to starałem sie biec dalej lecz nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Nagle pojawili sie dwaj rozmawiani żołnierze w niemieckich mundurach.
Chwycili mnie pod raniona i zawlekli z powrotem do budynku.

Pół godziny później stałem w samych bokserkach przed oficerem.
-Marcin Nałeczowski lat 19 urodziny w Warszawie. - przeczytał oficer siedzący za metalowym biurkiem- po maturze?
-Tak proszę pana.
-Z kim jechałeś i po co?
-Wracaliśmy do Warszawy.  Do domu.
Gdy powiedziałem to wszyscy roześmiali sie.
Oficer wstał i podszedł do mnie. Miałem skute ręce wiec czuł sie bezpiecznie.
-Synu -mówiąc to oficer oparł sie o biurko- Warszawy nie ma. Lepiej o niej zapomnij. A ta towija Emiliaa co ja tak kochasz.
Przerwał na chwile śmiejąc sie z mojego widowiska.
-Ma paszporty przy sobie? -zapytał gdy przestał sie śmiać
-Tak.
-Tak wiec nie masz co sie martwić.  Co do ciebie. .. widzę że jesteś wysoki, męski, dobrze biegasz. Masz wybór kochasiu. Albo przyłączysz sie do nas albo pod ścianę.
-Do was? Do niemieckiego wojska?-roześmiałem sie.
-czyli dokonałeś wyboru- mówiąc to oficer skinął głową na żołnierza.
-Nie! A jaka będę mieć gwarancję? 
-Synu. Dotrzemy do Polen... a raczej to co z niej zostanie i będziesz wolny.  Będziesz mógł odnaleźć swoją Emilke kochasiu.
-Chce umowy.
-Umowa, umowa. No dobrze. Sizer. Wolaj Wolaka.

Gdy dostałem umowę przrczytałem ją i podpisałem ja tak by było im trudno porobić potem podpis.
-No! A teraz Sizer zaprowadz naszego gościa do pokoju.

Szedłem za Sizerem powoli. Żołnierz widoczne tracił cierpliwość.
Przypatrywałem sie dobrze każdemu miejscowi oraz w głowie tworzyłem plan.
Gdy doszliśmy do dużych drzwi żołnierz po prostu je otworzył i wepchnął mnie do środka.
-Trzymaj. -mówi rzucając we mnie małym stosem rzeczy. Okazuje sie to koc poduszka oraz mundur.
-Chłopy! Macie nowego -mówi żołnierz i wychodzi.
Ide szukając wolnego łóżka.  Jest.
Na końcu sali.

na każdym kroku czuje spojrzenie wszystkich towarzyszy.
-Cześć.  Jestem Kamil. A ty?- podchodzi do mnie chłopiec który miał góra 14 lat.
-Marcin

Pozostali również sie witają.
Lecz ja jestem na tyle zmęczony że nie zapamiętuje ich imion.  I aby położyłem głowę na poduszkę od razu usnałem.

Budzę sie słysząc świszczący nade mną głos.
-Marcin. Wstawaj.  Idziemy na patrol. -otwieram oczy i widzę Kamila. Chłopiec w mundurze wygląda dość śmiesznie.
Wstaje i sam ubieram sie w podobny mundur.
-Co noc sa patrole ale ludzie sie zmieniają.  Twoja kolej jest dziś. 
-Na czym to polega? 
-idziemy do lasu i szukamy wroga. Zazwyczaj w dwójke.

Wraz z Kamilem biegniemy do sali odpraw.
Większość już tan siedzi. Nikt ze sobą nie rozmawia.

Faktycznie dzielą nas na dwójki.  Ja jako nowy dostaje jeszcze żołnierza. Kamil i ja mamy biec z przodu a żołnierz za nami.

Noc jest ciemna ale i gorąca.  Szbko sie poce w ciężkim mundurze ale biegnę dalej.
Co chwila słyszę strzały i czyjś krzyk.  Ja nie dostałem broni.
Nagle słyszę że biegnę sam. Odwracam sie.
Kamil leży nieopodal drzewa które miałem z 5 minut temu.  Zdziony pobiegam do niego.
Chłopak jest cały mokry i dygocze.
Został postrzelony prosto w serce. 
-To oni -szepcze cicho i umiera. Dosłownie umiera mi na rękach.

Leże godzinę przy Kamilu. Chłopak dawno nie żyje. Mógł spędzić całe życie. A teraz leży martwy mi na rękach.
W końcu odnajduje nas patrol. Oficer jest zły że jestem sam pośród lasu a młody leży nie żywy.

Tego lata zaraz po skończeniu matury i odebraniu świadectw czekałem na Emilke.  Ona po raz ostatni żegnała sie ze swoimi przyjaciółkami które miały samolot na Wyspy Kanaryjskie. 
Wszystkie oczywiście płakały .
Siedziałem znudzony na ławce i opalałem twarz.
W końcu wolność.
Po 4 letnim liceum mogę iść na studia lub do pracy wuja. Obiecał mi solidnie płacić.

W końcu moja Emilka pochodzi do mnie. Wstaje z ławki i całuje ja w usta.
-W końcu koniec prawda? -pytam.
Dziewczyna jest ubrana w luźna biała sukienkę a na to żakiet.  Dostała dużo dyplomów oraz kwiaty. 
-Prawda. -mowi łapiąc mnie za dłoń.  Idziemy w stronę furtki.
-To zastanowiłaś sie gdzie jedziemy?
-Do około świata- mówi całując mnie w usta i przechodzi pierwsza przez furtkę.  Ja zatrzymuje sie na chwile i ostatni raz spoglądam na szkodę gdzie spędziłem 4 lata.
-Do około świata- szepcze a potem ruszam za swoją dziewczyną by odbyć podróż życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz